Przed kilkoma tygodniami miałem przyjemność reprezentować naszego Klienta na rozprawie przed sądem niemieckim w Essen (Landgericht Essen). Na łamach naszego Biuletynu chciałbym podzielić się moimi ogólnymi spostrzeżeniami na temat dostrzegalnych różnic pomiędzy przebiegiem rozprawy przed sądem polskim a niemieckim. Z uwagi na charakter niniejszej informacji, którą należy oceniać w kategoriach pewnego rodzaju ciekawostki, całkowicie pomijam tutaj kwestie związane z przedmiotem sprawy, stanowiskami stron postępowania czy podniesionymi zarzutami.

W rozprawie uczestniczyłem wspólnie z niemieckim pełnomocnikiem. Był to wymóg formalny wynikający z niemieckich przepisów regulujących działalność zagranicznych pełnomocników w Niemczech1. To była pierwsza – i jak się później okazało – jedyna rozprawa w tej sprawie.Dopiero bezpośrednio przed rozprawą otrzymałem od mojego niemieckiego Kolegi informację o zwyczaju panującym w Niemczech (przynajmniej w większości krajów związkowych), że pełnomocnicy noszą białe krawaty. To było pierwsze zaskoczenie. Nawet jednak, gdybym w pośpiechu zaopatrzył się w biały krawat, to i tak wyróżniałbym się na tle pozostałych uczestników posiedzenia z uwagi na radcowską togę. Tu kolejne zdumienie – inaczej niż w Polsce, w Niemczech adwokaci i sędziowie noszą takie same togi (całe czarne). Już zatem oczekując na wywołanie sprawy miałem trudności z rozpoznaniem, kto jest pełnomocnikiem, a kto będzie orzekał w sprawie (jak się bowiem okazało, członkowie składu orzekającego także mieli białe krawaty).

Na kolejne odmienności nie musiałem długo czekać. Po wywołaniu sprawy i wejściu na salę rozpraw przekonałem się, że pełnomocnicy nie wstają, gdy zwracają się do sądu. Ja oczywiście potrzebowałem trochę czasu na oswojenie się z tym nowym dla mnie lokalnym obyczajem. Przewodniczący trzyosobowego składu orzekającego za każdym razem, gdy odruchowo wstawałem zabierając głos, z subtelnym uśmiechem na twarzy dawał mi do zrozumienia, że mogę usiąść. W ciągu trwającej dwie i pół godzinny rozprawy zdążyłem do tego przywyknąć.

W przeciwieństwie do polskich sądów, na rozprawie nie posługiwano się formułą: „Wysoki Sądzie” (Euer Ehren). Używaliśmy zwrotu: „Panie Przewodniczący” (Herr Vorsitzender). Poza tym, pomiędzy pełnomocnikami a członkami składu orzekającego nie był wyczuwalny – typowy dla polskiej sali sądowej – dystans w relacjach i wzajemnej komunikacji.

Warta odnotowania była także postawa samego Przewodniczącego, który z ogromną cierpliwością i dydaktycznym podejściem tłumaczył pełnomocnikowi naszego przeciwnika procesowego, na czym polega podniesiony przez nas zarzut procesowy, na podstawie którego nota bene wygraliśmy sprawę. W mojej dotychczasowej praktyce sądowej nie spotkałem się z takim wychowawczym zachowaniem ze strony sądu polskiego.

Największą różnicą w stosunku do praktyki polskiej było wygłoszone przez Przewodniczącego na pierwszej rozprawie nieformalne rozstrzygnięcie (korzystne dla nas) oparte na zebranym do tej pory materiale dowodowym. Przewodniczący wyjaśnił, iż aktualnie nie widzi podstaw do uwzględnienia powództwa (nasz Klient występował jako pozwany), a następnie zwięźle uzasadnił swoje stanowisko. W Polsce jest to nie do pomyślenia, aby sąd – przed przeprowadzeniem postępowania sądowego i zamknięciem rozprawy – podzielił się z pełnomocnikami, jak w jego ocenie powinno zakończyć się prowadzone postępowanie. W mojej ocenie zasadniczą korzyścią wspomnianego nieformalnego rozstrzygnięcia jest skłonienie stron do zawarcia ugody.

Jako zdecydowanie korzystne dla przebiegu sporu oceniam zachowanie Przewodniczącego, który poinformował strony postępowania, iż w braku porozumienia, dalsze postępowanie dowodowe będzie dotyczyć wyłącznie precyzyjnie i skrupulatnie wymienionych przez niego okoliczności spornych. Wprawdzie polski Kodeks postępowania cywilnego także nakazuje sądowi zidentyfikowanie okoliczności spornych i ograniczenie postępowania dowodowego tylko do nich, niemniej w praktyce nie wszyscy sędziowie stosują się do tych wymogów, czego przyczyną są długotrwałe postępowania sądowe. Sprecyzowanie przez Przewodniczącego zakresu postępowania dowodowego jest dobrym rozwiązaniem, pozwala bowiem stronom postępowania skoncentrować się wyłącznie na konkretnych okolicznościach.

Nie przesądzając w tym miejscu, który z modeli prowadzenia rozpraw jest lepszy (polski czy niemiecki), uważam, że wiele zwyczajów panujących u naszych zachodnich sąsiadów mogłoby wpłynąć na usprawnienie naszego sądownictwa i poprawienie statystyk dotyczących czasu prowadzenia postępowań sądowych. Dostrzeżone różnice oceniam pozytywnie.

I tak dla porządku: sprawę wygraliśmy. Czekamy na ewentualne odwołanie.